Cześć!
W tym tygodniu zakończyłam przenosiny bloga ze starej na nową stronę. Przenosiny trwały dość długo, bo czytałam każdy tekst, zastanawiając się, na ile po latach jest on użyteczny. Jeśli uznawałam to za koniecznie, wprowadzałam w artykułach stosowne zmiany.
Jeden z przenoszonych tekstów dał mi do myślenia w zupełnie innym obszarze niż ten, którego dotyczył. Mianowicie w podsumowaniu 2018 roku pisałam o tym, jakim wstrząsem dla mojej skóry było odejście od antyperspirantów i przejście na naturalny dezodorant w kremie. Detoks skóry trwał jakieś dwa tygodnie, a zapachy, które temu towarzyszyły nie należały do najprzyjemniejszych.
A zatem czytam ten tekst po tych kilku latach i myślę o tym, że antyperspirant jest wspaniałą metaforą dla uciekania od tego, co dla nas trudne i niewygodne. Bo jaką rolę pełni taki antyperspirant? Ma hamować wydzielanie potu, abyśmy nie doświadczyły nieprzyjemnego zapachu. Dezodorant z kolei nie blokuje wydzielania potu, pozwalając skórze oddychać. Uwalnia jedynie zapach po to, by łatwiej było sobie poradzić z nieprzyjemnymi konsekwencjami tego, że się pocimy (i tu ciekawostka: to nie pot nieprzyjemnie pachnie, ale bakterie, które się w nim dzięki ciepełku rozwijają).
„Uciekamy od tego, co trudne i niekomfortowe, po cichu licząc na to, że stracenie tych spraw z oczu jest tożsame z tym, że one nie mają już na nas wpływu.”
Jadwisia Coelho
Zobaczmy zatem, jak taki mentalny „antyperspirant” może wyglądać.
Gdy poczuję zmęczenie lub senność, wypiję kolejną kawę albo strzelę „energetyka”, który na chwilę mnie ożywi, ale nadal nie będę wiedziała, co takiego się stało, że moja energia zleciała na samo dno.
Gdy stres przekroczy granicę mojej wytrzymałości, zjem tabliczkę czekolady i popiję ją butelką wina, by poczuć przyjemny szum w głowie, ale nadal nie będę wiedziała, jak zadbać o siebie w sytuacji takiego kryzysu.
Gdy poczuję nudę albo smutek, wejdę na Fejsa i będę oglądać śmieszne filmiki, ale nadal nie będę wiedziała, co takiego jest w moim własnym życiu, że ta nuda czy smutek są nie do zniesienia.
Gdy rozboli mnie głowa, wezmę proszek, który oszuka moje ciało, że tego bólu już nie ma, ale nadal nie będę znała przyczyny, która ten ból wywołała.
Każdy z tych „antyperspirantów” stosowany systematycznie nieuchronnie prowadzi do wyrobienia nawyków w myśleniu i działaniu. Nawyków, które w perspektywie krótkofalowej pomogą nam utrzymać się w ryzach, jednak w perspektywie długofalowej będą dla nas nawet nie tyle nieużyteczne, co dewastujące.
I dlatego dziś mam dla Ciebie taki zestaw pytań:
- Jakie są moje „antyperspiranty”?
- W jakich obszarach życia ich używam?
- Co zyskuję, korzystając z „antyperspirantów”?
- Co tracę, korzystając z „antyperspirantów”?
- Jakie moje potrzeby pozostają ukryte, kiedy maskuję je „antyperspirantami”?
- W jaki sposób korzystanie z „antyperspirantów” powstrzymuje mnie przed robieniem tego, na czym mi zależy?
- Co mi to mówi na temat tego, jak chcę żyć?
- Co z tego biorę dla siebie?
- Co dalej?
Jak zwykle- jeśli tylko masz chęć i gotowość, możesz podzielić się ze mną refleksjami z wykonania tego ćwiczenia. Wystarczy, że odpowiesz na tę wiadomość, a Twój e-mail trafi bezpośrednio do mnie.
|