Siema w dwunastym newsletterze |
|
|
|
Przez ostatnie 2 tygodnie nie pisałem, bo przyznam szczerze, że przez wydarzenia na świecie nie miałem do tego głowy. Wspominałem też, że planuje przerobić formułę newslettera i tak też się staje.
Zamiast cotygodniowych newsletterów będą mniej regularnie (czasem co 1 tydzień, a czasem co 2 tygodnie), bo pozwoli mi to przygotowywać bardziej merytoryczne materiały.
A dziś solidny konkret. 6 mitów produktywności, w które wierzyłem, a które (u mnie) nie działają.
|
|
|
|
6 mitów produktywności, w które wierzyłem, a które (u mnie) nie działają |
|
|
|
Od lat eksperymentuje na sobie i szukam sposobów na to, żeby działać sprawniej, czuć się lepiej, skuteczniej realizować swoje cele czy plany. Przez ten czas „przetrenowałem” wiele rzeczy. Niektórymi się wręcz zachwycałem, żeby po jakimś czasie całkowicie od nich odejść i zrozumieć, że to był błąd.
Dzisiaj o takich mitach. A może nawet nie do końca mitach, bo niektóre z tych rzeczy mogą sprawdzać się u pewnych ludzi czy np. w pewnych okolicznościach.
|
|
|
|
Pierwszy z nich to „publiczna deklaracja”. Wiele osób powtarza tą myśl i wiele osób to robi. Chodzi oto, że jeżeli masz jakiś cel to warto o tym opowiadać innym. Jak chcesz przebiec maraton to możesz o tym napisać na Facebooku czy opowiedzieć znajomym. W teorii ma to Cię bardziej motywować do działania i będziesz czuł się bardziej odpowiedzialny za realizację planu. Będzie Ci głupio przed znajomymi, jeżeli nie zrealizuje planu, prawda?
Co mówią na ten temat badania? Cóż zupełnie innego. Według nich, powiedzenie o planach innych osób sprawia, że już wtedy czujemy się podobnie, jak osiągnęlibyśmy zamierzony cel. Poczujemy się na początku lepiej i da nam to chwilowy power do działania, ale w dłuższej perspektywie, obniży się nasza chęć do zakończenia danego zadania. Pierwsze badania na ten temat, przeprowadził Kurt Lewin – prekursor psychologii społecznej w 1926 r. Nowe badania, zostały przeprowadzone przez Peter Gollwitzera w 2009 r.
Test wyglądał następująco: 163 osoby podzielono na cztery odrębne grupy testowe -- każda osoba zapisała swój osobisty cel. Następnie połowa z tych osób podzieliła się swoim celem z resztą grupy, druga zachowała go w tajemnicy. Dalej, każdy uczestnik otrzymał 45 minut na to, aby pracować nad swoim celem, z założeniem, że w każdej chwili mogą zrezygnować.
Wyniki okazały się następujące: osoby, które zachowały swój cel dla siebie pracowały średnio przez pełne 45 minut, ponadto, po zakończeniu testu twierdziły, że czeka ich jeszcze dużo pracy, aby osiągnąć zamierzony cel. Natomiast osoby, które zdradziły swoje cele, zrezygnowały z jego realizacji średnio po 33 minutach, a po zakończeniu testu twierdziły, że czuły się bliższe w osiąganiu zamierzonego celu.
Świetnie jest się pochwalić planem w mediach społecznościowych, ale tylko dlatego, że da nam to chwilową motywację. Poczujemy się już lepiej, ale na dłuższą metę – utrudni nam to realizację planu. Nasz mózg nie odróżnia czynów od słów. Całe to zagadnienie, w swoim Tedzie przedstawił Derek Sivers w swoim Tedzie.
Ja zrezygnowałem po latach ze stosowania techniki „publicznej deklaracji” z innego powodu. Nie chcę tworzyć sobie presji. Chcę, żeby dany cel był tylko mój. Abym mógł cieszyć się drogą z realizacji planu. Opowiadanie innym sprawia, że czuje wpływ otoczenia, który sprawia, że praca nad czymś, zaczyna być przykrym obowiązkiem. To jest mój cel, realizuje go sam dla siebie, a nie dla innych ludzi. Lubię natomiast tworzyć lub być częścią grupy, która pracuje nad danym wyzwaniem wspólnie.
|
|
|
|
2. Zaczynanie pracy od najtrudniejszej rzeczy |
|
|
|
Tutaj nie będę się jakoś mocno rozwijał. Chyba w jakiejś książce autorstwa Briana Tracy przeczytałem kiedyś, żeby zaczynać dzień od najtrudniejszego zadania dnia. Może u niektórych się to sprawdza, ale ja zdecydowanie wolę na początek kilka prostych zadań „rozgrzewkowych”, które lubię albo są proste do zrobienia. Po ich zrobieniu, mogę przerzucić się na to najważniejsze zadanie dnia. Gdy zaczynałem prace od najtrudniejszego z zadań, to często zwlekałem z jego rozpoczęciem.
Raz na jakiś czas zdarza mi się jednak zaczynać od tej najtrudniejszej. Bywa tak, gdy mam "dni złości" na jakiś projekt lub zadanie, które przeciąga się od dłuższego czasu. Wtedy chęć zamknięcia sprawy jest tak silna, że mówię sobie, że rozpoczynam z tym walkę i wtedy ładuje tam wszystkie swoje siły :)
|
|
|
|
3. Robienie częstych przerw |
|
|
|
Zostajemy w temacie produktywnej pracy. Różne są szkoły i różnie ludzie mówią, ale generalnie są pewne założenia jak często należy robić przerwy w pracy czy nauce. Czyli np. co 50 minut.
I tutaj podobnie jak wyżej – w pewnych sytuacjach się to sprawdza, gdy pracuje nad rzeczami, których nie lubię. Wtedy „zmuszam się” do danego zadania i wiedząc, że będzie przerwa – jest mi łatwiej.
Natomiast raczej staram się nie mieć takich zadań. Obecnie robię sobie przerwy wtedy, gdy tego potrzebuje. Czasem wkręcę się w jakieś zadanie i potrafię je robić przez dłuższy czas. Wtedy efekty mojej pracy są imponujące dlatego nie chcę takiego flow przerywać przerwą, bo powrót na ten kurs często jest już niemożliwy.
|
|
|
|
4. Zmniejszanie ilości snu |
|
|
|
Wieki temu byłem fanem optymalizacji snu. Bardzo dużo czytałem i testowałem na siebie. Nie szukałem jednak sposobów na to, jak spać lepiej, ale tego, jak spać…krócej. No bo zaoszczędzony czas mogłem przeznaczyć na większą ilość działania.
O dziwo, wtedy faktycznie bardzo dobrze funkcjonowałem. Studiowałem, pracowałem, imprezowałem i robiłem masę innych rzeczy. Wydaje mi się, że to chyba była kwestia wieku, bo dziś nie potrafię tak funkcjonować. Gdy zarywam nockę lub śpię krótko, to następnego dnia jestem niesprawny. Czuje ogromną różnicę pomiędzy tym, gdy śpię 6h, a np. 7,5h. To 7,5h lub więcej jest optymalne i nie skracam tego snu. Gdy z jakiś powodów (np. podróż) muszę faktycznie spać bardzo krótko, to następnego wieczoru musze to nadrobić.
Szukam natomiast sposobów na to, jak spać lepiej. Wietrzenie pokoju przed snem, świeża pościel, wygodne łóżko, brak ekranów przed snem, czytanie książek czy słuchanie audiobooków bardzo mi pomaga i warto testować, ale skracanie snu – nigdy. Pozorna oszczędność czasu.
|
|
|
|
Inbox zero polega na pracy ze skrzynką mailową. Wyjaśniając idee pewnie znowu ją bardzo uproszczę, ale w wielkim skrócie chodzi oto, aby nie mieć maili, którymi musisz się zająć. Jeżeli jesteś w stanie na daną wiadomość odpowiedzieć szybko – odpisujesz od razu. Jeżeli masz się nim zająć w przyszłości – kierujesz go do odpowiedniego folderu. Jeżeli sprawa jest załatwiona – archiwizujesz.
Brzmi super, zwłaszcza dla ludzi, którzy pracują dużo z mailem. Po pewnym czasie zauważyłem jednak ogromną wadę tego rozwiązania. Często małe sprawy, które dostawałem z maila, pchałem do moich współpracowników, aby się tym zajęli. Mimo, że sprawa nie była superpilna, to ja wywierałem na nich presję, aby zajęli się tym w pierwszej kolejnośc. Tylko po to, żebym sam mógł „zamknąć temat z maila”. Było to fatalne w skutkach, bo zespół robił zadania mało istotne, rozwalając swoje flow w projektach, które były priorytetowe.
Nadal lubię mieć porządek w skrzynce mailowej, ale bez paranoi. Mail to narzędzie, które ma mi służyć, a nie lista zadań, którą generują mi inni ludzie.
|
|
|
|
6. Wyrabianie nawyku w 21 dni |
|
|
|
Kolejny mit, w który nie wierze to zasada ilości dni, potrzebnej do tego, aby wyrobić dany nawyk. Pojawia się on w wielu wersjach liczbowych. Jedni mówią np. o 21 dniach, a inni np. o 30. Jako przykład, podaje się, że np. często programy czy gry komputerowe udostępniane są bezpłatnie w takiej ilości dni, abyśmy mogli przyzwyczaić się do nowego zachowania. Idąc za tym twierdzeniem, wystarczy, że będziesz powtarzał daną czynność przez 21 lub 30 dni, to wejdzie Ci ona już w nawyk.
Twierdzenie to, bierze się z pewnego badani, które w swojej książce „Psycho-Cybernetyka” opisał Dr. Maxwell Maltz. Zajmował się on chirurgią plastyczną i zauważył, że zazwyczaj potrzeba 21 dni, aby osoba po zabiegu plastycznym przyzwyczaiła się do nowego wyglądu. Wiele osób, zaczęło więc interpretować to badanie, na potrzeby realizacji celów.
Myślę też, że popularność tego stwierdzenia chyba bierze się z tego, że jest to świetna marketingowo obietnica. Wszyscy kochamy poradniki i rady, które gwarantują nam sukces w określonej liczbie dni. Ta idea jest pięknie zapakowana.
Testowałem to wielokrotnie. Wstawałem przez 21 dni codziennie o 5 rano i uwierz mi – po tym czasie nadal to było cholernie trudne, bo ciepła kołdra była przyjemna. Po różnych doświadczeniach wychodzę z założenia, że nie warto liczyć dni w taki sposób. Wprowadzając jakąś zmianę, nie wychodzę z założenia, że będę to robił przez określoną ilość dni. Chcę, żeby to była trwała zmiana. Wole opierać swoją motywację na tym, dlaczego jest to dla mnie ważne, bez budowania sobie nadziei, że po określonym buforze czasu, będzie to dziecinnie proste.
I zapewne powtarzając daną czynność regularnie z każdym dniem będzie łatwiej, ale według mnie, nie ma tutaj zasady pod kątem ilości dni. Czasem będzie to 25 dni, a czasem 60. Ty po prostu powinieneś robić swoje, bo jest to dla Ciebie ważne.
|
|
|
|
To tyle. A Ty masz jakieś techniki produktywności, które wydają się sensowne, ale w Twoim przypadku się nie sprawdzają? :)
|
|
|
|
Dobrego tygodnia! Michał Maj
|
|
|
|
|