Moja końcówka roku była mocną refleksją pod kątem tego, ile pracy i energii wkładam w różne rzeczy – zarówno w firmie jak i w życiu prywatnym. Źródłem tego przemyślenia była jedna „procedura”, którą mieliśmy w firmie, którą wszyscy stosowali i nikt nie zastanowił się po co.
O co chodziło? Otóż mieliśmy taką zasadę, że jak kończyłeś pracę, to w specjalnym wątku na mailu wysyłałeś do wszystkich info, co tego dnia udało się zrobić. Kilka prostych punktów. Napisanie takiego maila to 2-4 minuty. Była to pozostałość z czasów, gdy zaczynaliśmy z Andrzejem prowadzić wspólnie firmę, on pracował z Tajlandii, a ja z Polski i faktycznie podsumowanie dnia było sensowne.
To było ponad 3 lata temu, a my nadal trzymaliśmy się tej zasady i przerzuciliśmy ją na cały zespół. Osoby pracujące mogły traktować to jako formę kontroli, a my tak naprawdę nie dostawaliśmy takim mailem żadnej informacji. Po co więc to trzymać? Może wystarczyłoby zmienić status dostępności w programie do komunikacji?
|