Mówię Ci "dzień dobry" z podwrocławskiej wioseczki!
Lokalizacja nie jest bez znaczenia dla tego, o czym chcę Ci opowiedzieć.
Żeby dostać się stąd na południowy-zachód miasta, potrzebujemy korzystać z obwodnicy. I na tej autostradowej obwodnicy niedawno mój mąż pokazał mi wskaźnik paliwa w naszym aucie. Poziomy. No. Zupełnie poziomy, czyli skierowany do cyfry "0".
Skok adrenaliny uruchomił wyobraźnię, widziałam w niej jak ubrani w szpilki i garnitur spychamy auto na pobocze, a mijające nas auta wytwarzają wiatr o prędkości 150 km/h. Mieliśmy stroje wyjściowe, bo zmierzaliśmy na uroczystość, która miała swój bardzo punktualny start.
Widziałam przed wyjazdem, jak mąż wlewał do baku benzynę z kanisterka do kosiarki. 5 litrów. "Starczy na pewno", powiedział.
Nie starczyło.
"Może dojedziemy", zagaił Andrzej. Bardzo mnie to zastanowiło, bo brakowało nam jeszcze 15 km.
I wiecie, moja pisarska natura od razu zobaczyła, że to o czym innym. Że to o życiu. Że "może dojedziemy" to wyraz takiej bezgranicznej wiary w to, że nam się uda to, co się nie udało jeszcze nikomu innemu. Dojechać na pustym baku. Siłą woli. Bo chcemy zdążyć.
I może przychodzą nam w życiu takie myśli. Że inni to potrzebują - spać, jeść, pić dwa litry płynów, otaczać się ludźmi, którzy ich kochają, uczyć się budować bliskość, by relacje stawały się karmiące i trwałe. Ale może my niekoniecznie. My, tani w utrzymaniu, przeczytamy o tym książkę albo posta na FB. My damy z siebie wszystko, żeby nie zostało cienia wątpliwości, że nie jesteśmy egoistami. Z 24 godzin doby zrobimy lekko ze 40. Będziemy pracować dzień i noc, albo nie, będziemy społecznikami, bo nie potrzebujemy płacić za wodę i prąd.
Za to wielką nieraz cenę płacimy za czucie się "dobrym człowiekiem". Aż nam ktoś nie powie, że to nie jest człowieczeństwo. Że to jakaś koncepcja o nadludziach, którzy nie potrzebują. Wsparcia, pokarmu, troski, rozwoju, szacunku, wynagrodzenia.
Aż zaakceptujemy, że wystarczy, że będziemy ludźmi. Co czują głód i pragnienie. Zmęczenie i ból. Lęk i radość. Którzy popełniają błędy i się uczą. I którzy muszą wiele przyjąć, żeby mieć co dać.
Zatankować, żeby dojechać.
Po trzech kilometrach w dudniącym milczeniu wstrzymanych oddechów zobaczyliśmy stację benzynową. Udało się. Ale wiecie - wolałabym jechać od początku z benzyną w baku. Bo poczuliśmy się tą przygodą wyczerpani.
Z życzeniami dobroci dla siebie
Małgosia
|